środa, 9 lipca 2014

Chapter 4

Trzy dni.
Trzy dni temu poznałam Harry'ego Styles'a.
Myślałam, że chociaż napisze jakiegoś krótkiego, zwariowanego smsa (nie, nie miał mojego numeru, ale skoro znał moje miejsce zamieszkania mogłam spodziewać się po nim spodziewać naprawdę wszystkiego), że przyjdzie pod klatkę proponując wspólny wypad. Cokolwiek. Nic się nie wydarzyło. Moje życie znów przybrało ponure, nudne i szare barwy. Nie wiem czego się spodziewałam, naprawdę. To ironia losu, pierwsze groziłam mu, kazałam wynosić się z mojego życia (tak w przenośni) a teraz chcę go z powrotem. Chore, przecież nie potrzebuję żadnego psychopaty.
Poprawiając szelki z trochę szerszych spodni i koszulkę w kratkę, zmierzałam do pracy. Była nią przyzwoicie płatna pobliska cukiernia. Przebywałam tam do późnego wieczora, nawet jeżeli skończyłam, gdyż i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Byłam człowiekiem samotnym. Wiatr tego dnia był nie do zniesienia, zburzył mojego misternie związanego koka, więc rozpuściłam włosy. To był błąd, teraz cały czas zasłaniały mi widok, każda próba ogarnięcia ich z twarzy kończyła się fiaskiem. Dziękowałam sobie w duchu, że już doszłam do pracy. Niewielki dzwoneczek wydał przyjemny dźwięk tuż po tym, jak weszłam do budynku. Było tam przytulnie, ściany w kolorze pudrowego różu dopełniały białe krzesła i stoliki, przy których mogli usiąść klienci. Na ścianach wisiały obrazki w stonowanych kolorach, większość była czarno-biała. Jak dla mnie wszystko było trochę przesłodzone, ale w końcu to cukiernia. Poszłam na zaplecze powitać się z siedzącym tam właścicielem i stanęłam za kasą. Czasem pomagałam cukiernikom w kuchni, ale dzisiaj nie miałam  na to ochoty. Z powodu braku jakichkolwiek klientów, zaczęłam wycierać blat i szybę, za którą znajdowały się niektóre z naszych smakołyków. Po kilkudziesięciu minutach zaczął padać deszcz. Niektórzy szukając schronienia przed ulewą weszli do mojego miejsca pracy. Zdawało mi się,  że dopiero po kilku chwilach zorientowali się,  że są w cukierni. Wróciłam na swoje stanowisko pracy. Ludzie podeszli i zaczęli przyglądać się pączkom, ciastom i ciastkom za szybą. Obsłużyłam trójkę ludzi, którzy z posiłkiem udali się do stolików. Jestem pewna, że chcieli tylko przeczekać ulewę, nie dziwię im się. Dźwięk dzwonka powiadomił mnie, że przyszedł nowy klient. Był nim nie ko inny jak Harry. Jego włosy były klapnięte, mokre kosmyki przyczepiły się i oblepiły twarz. Niebieska koszulka w kratę, pod którą założył czarną koszulkę była przemoknięta. Gdy tylko na mnie spojrzał, jego źrenice się rozszerzyły. Poczułam swego rodzaju irytację. Nie spodziewał się mnie tutaj i widocznie nie był zadowolony, że mnie tam znalazł. Wolnym krokiem podszedł do kasy.
-Poproszę dwa czekoladowe dounty z kokosową posypką.- powiedział po chwili zastanowienia. Zrobiłam pytającą minę, ale chłopak jej nie zauważył, bo gapił się w szybę. Bez komentarza podałam mu zamówione słodycze, a on zapłacił. Zwrócił się w kierunku wyjścia. O nie, tak nie będzie,  pomyślałam.
-I co, będziesz udawać że mnie nie znasz?- spotkałam się z zaciekawionymi spojrzeniami ludzi nadal siedzących przy stolikach. Wścibscy nowojorczycy. Osiągnęłam zamierzony cel, chłopak się zatrzymał. -Spoko. Ale w takim razie po co wczoraj przychodziłeś?- odwrócił się i ruszył w moją stronę.
-Dla jaj.- odpowiedział po chwili namysłu.
-Słucham?
-D l a. J a j.- przeliterował.
-Wracamy do punktu wyjścia,  mogłam się tego spodziewać. Ale czego tak właściwie spodziewałam się po takim psychopacie?- wymusiłam ironiczny uśmiech.
-Och, daj spokój, złotko, mogłabyś się choć trochę wysilić.  Określenie "psychopata" mi się już znudziło.- puścił mi oczko i wyszedł. Ludzie nadal dziwnie się  na mnie gapili. Miałam wielką ochotę dać im możliwość podziwiania mojego środkowego palca.

Reszta dnia była spokojna. Do domu wróciłam pod wieczór. Włożyłam wygodne dresy i kapcie i usiadłam przed telewizorem. Ledwie zdążyłam go włączyć,  a w sąsiednim pokoju rozbrzmiał dźwięk telefonu. Zirytowana podniosłam się z kanapy, poszłam po telefon i odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Cześć kochanie, jak ci minął dzień?- w słuchawce rozbrzmiał głos mojego chłopaka, Dean'a. Wyjechał on z Nowego Jorku w "sprawach biznesowych".
-Cześć. Dobrze, a tobie?- spytałam powoli wracając do salonu. Zaczął mi opowiadać o Hongkongu, jak to tam nie jest ślicznie,  jacy to tam nie są mili ludzie. Usiadłam na kanapie biorąc pilota w rękę i jednocześnie słuchając Dean'a wtrącając co jakiś czas "naprawdę?". Przerzuciłam na kanał z wiadomościami. "Po Nowym Jorku grasuje zabójca i uciekinier ze szpitala psychiatrycznego, Harry S. Źródła podają,  że może on być bardzo niebezpieczny. Prosimy o ostrożność oraz w razie zauważenia tego człowieka..." tutaj na ekranie pojawia się jego zdjęcie "... o natychmiastowy kontakt z policją." Z słuchawki dobiegał do mnie głos Dean'a,  ale nie docierało do mnie to, co mówił. Siedziałam bez ruchu wpatrując się w ekran, na którym prezenterka już dawno przeszła do podawania innych wiadomości.
-Faith!? Stało się coś!? Halo!


-----------------
Oto i rozdział 4 *da da da!*. Jeśli się spodobało- komentuj, a jeśli nie... też komentuj (przyjmujemy uzasadnioną krytykę)! Następny rozdział dodamy za... 20 komentarzy, a co! :D Do następnego <3

21 komentarzy:

  1. Aaaa Harry psychopatą, takiego czegoś to się nie spodziewałam :)
    Tak poza tym rozdział jest świetny ;)
    czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Ni miałaś racje z tym zaskoczeniem w 4 rozdziale wspaniały jak zawsze ! ... Pisz dalej kocham cb !

    OdpowiedzUsuń
  3. ~~styleskowa~~

    OdpowiedzUsuń
  4. z niecierpliwością czekam na nexta :) *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie patrz tak na mnie.
    Bo co?
    Nie chcę, żebyś na mnie tak patrzył.
    Zaryzykuję.
    Więc lubisz ryzyko?
    Zanudziłbym się na śmierć bez niego.
    W takim razie zagrajmy w grę.
    Jaką?
    Zaraz zobaczysz. Słuchasz?
    Jak zawsze.
    Będziemy się kłócić.
    Będziemy flirtować.
    Będziemy się spotykać ze swoimi przyjaciółmi.
    Nadamy sobie śmieszne imiona.
    Pójdziemy na randkę.
    Będziemy trzymać się za ręce.
    Będziemy zachowywali się jak para.
    Pocałujesz mnie od czasu do czasu.
    Gdzie jest haczyk?
    Kto pierwszy się zakocha, przegrywa.
    To oznacza kłopoty.
    Tak właśnie. Dużo kłopotów.

    http://troublefanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. OOO zaczęłam dzisiaj czytać ;) I jest super :) Proszę o next xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę next :) kocham cb

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestes wspaniała kochamy cb
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział xx Czekam na next ^.^

    OdpowiedzUsuń
  10. Super jak zawsze Kc <3 czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. Superrrrrr rozdziałek jak zawsze xD
    Next proszę szybciej :* xx
    ~ Mr.

    OdpowiedzUsuń
  12. Super blog a rozdział zajebistyy ;)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny ! Proszę następny ... Kc

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak zawsze fenomenalny proszę next ! Kc forever


    -kicia02

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestes niesamowita rozdział wspaniały .. Pozdro i miłych wakacji


    -mrs. Anne

    OdpowiedzUsuń
  16. Perfect! I wait on next chapter ! Soooo let's go and do this !!


    -janice

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak zawsze idealny .. Pozdro i cb kocham !

    OdpowiedzUsuń
  18. Jedziesz dalej!!! Jedziesz dalej !! Kc


    -luśka

    OdpowiedzUsuń
  19. Oh matko!! Mój słodki Harry Mordercą i psychopatą?! No nieźle ... haha a tak wgl to fajny rozdział ... na pewno pomysłowy ;) czekam na następne i mam nadzieje dłuższe :)

    OdpowiedzUsuń

Prosimy o nie spamowanie. Jeśli komentujesz z anonima, podpisz się :)